Nie lubię urządzeń cyfrowych. One są, trudno. Od lat już i coraz dokładniej przyjmują na swoje matryce obrazy znalezione lub wykreowane przed obiektywami kamer i aparatów fotograficznych. Zabierają nie tylko wyjątkową, właściwą negatywom piękną plastykę, ale zabierają przede wszystkim to wszystko co określa się wytartym i nietechnicznym słowem magia. Zabierają wytężone skupienie, naszą wyobraźnię, zamianę myśli na obraz. Zabierają niepewność, oczekiwanie na efekt, intymność ciemni. Już nawet fachowcy zapominają co znaczy analogowe, światłem pisane na kryształkach srebra odwzorowanie świata. Już zapomnieliśmy, że obraz na ekranie kin drży delikatnie, że faktura obrazu pracuje na równi z jego treścią, że negatyw można wziąć do ręki, że ma zapach i wagę. W zamian dostajemy idealnie stabilny, czysty jak kryształ obraz, idealne zdjęcia. Coraz bardziej uładzone jak cały nasz nudny, zachodni świat. A negatyw nie jest idealny. Cały jest tajemnicą. Niewiadomym nigdy do końca zbiorem: umiejętności autorów, ręką tworzonych narzędzi, tajemnic optyki, chemii, kurzu i nigdy niedoskonałej pracy rąk. Filmy robiłem dotąd kamerami cyfrowymi, takie są wymagania obecnych budżetów filmowych i obowiązującej technologii. Przed fotografią cyfrową bronię się skutecznie. Robię ją dla przyjemności i dlatego ciągle mogę używać negatywu. Ostatni film: „Miasto” udało mi się zrobić na negatywie filmowym 16 mm. Bardzo rzadka już i bardzo trudna technika. Na wystawię mam przyjemność zaprezentować Państwu powiększenia pojedynczych klatek filmowego negatywu 16 mm. Myślę, że ciekawie będzie porównać te wybrane, powiększone kadry z treścią i formą filmu z którego zostały ukradzione. Film to czas, fotografia to czas złapany w pułapkę. To ujęcia, które robiliśmy najczęściej poza planem, już po wyjeździe ekipy filmowej. Zdjęcia poklatkowe, animowane, portrety, brakujące drobne fragmenty scen, pasaże nocnego miasta. Tak najbardziej lubię pracować. Z piękną jak Leica M, 50 letnią kamerą filmową Bolex w ręku, bez ekipy, techniki i rozgardiaszu wielkiej produkcji. Marcin Sauter